wtorek, 14 września 2010

Historia potrzebna biznesmenowi?

Przeglądając wywiad z profesorem Tazbirem z 2002 r. opublikowany w Sprawach Nauki (nota bene skandalicznie zredagowany! wstyd, skoro był i jest to oficjalny biuletyn MNiSW!) natrafiłem - wśród tradycyjnych wezwań do lepszego finansowania humanistyki - na takie zdanie: Twierdzę, że nigdy nie było tak dużego procentu profesorów w rządzie polskim i jednocześnie tak małego zainteresowania tego rządu sprawami nauki, w szczególności humanistyki. Bije się w dzwony, iż nasze wejście do UE może skończyć się zatraceniem świadomości narodowej. Badania nad polską historią, nad literatura polską trzeba prowadzić w kraju. Nikt nas w tym nie tylko nie zastąpi, ale i nie pomoże. No i racja, choć można się spierać, czy rzeczywiście w tych badaniach nikt nam nie pomoże. Odcięcie się od tego, co żywe w refleksji metodologicznej historyków - praktyków nie jest chyba dobrym pomysłem, a poznawanie jej, czytanie tego, co piszą inni - nie po to koniecznie, by to cytować i błyszczeć - to korzystanie z pomocy, wysiłku innych.
To jednak szczegół, a ważniejsze wydaje się inne pytanie - dlaczego rząd ma się troszczyć o poznawanie historii i literatury polskiej? Dalej profesor z jednej strony mówi, że Humanistyka nie może być traktowana w Polsce po macoszemu. Nauki społeczne, w tym i historia dostarczają określonej wiedzy również na użytek polityków, dyplomatów, biznesmenów. Zawsze twierdziłem, iż historię traktowano zawsze u nas w ostatnim dopiero rzędzie jako wiedzę o przeszłości. Właśnie jednym z tych ubocznych „potraktowań” historii było przeświadczenie, że uważano ją za rodzaj specjalnego weksla. Proszę zwrócić uwagę, iż pokutuje w Polsce przeświadczenie, że Zachód winien spłacić dług wdzięczności. A zaraz potem wskazuje, że to źle, iż historię wykorzystuje się instrumentalnie, jako narzędzie polityki. Ale dalej dodaje: Powinniśmy zwrócić uwagę świata na relacjonowanie polskiego wkładu w dzieje europejskiej i światowej cywilizacji. My, Polacy, jesteśmy odpowiedzialni za stan wiedzy historycznej o Polsce wśród innych narodów. O pozycję Polski musimy zabiegać umiejętnością przedstawienia faktów. Czyli jednak jak najbardziej utylitarne wykorzystanie historii? Polityka historyczna już była za rogiem.
To specyficzne pomieszanie wątków i argumentów nie wydaje mi się szczególną cechą tego wywiadu. To raczej brak szerszej świadomości po co członkom społeczeństwa potrzebna jest wiedza historyczna - i to ta szeroko rozumiana, zarówno z historii politycznej, społecznej, kultury, jak i sztuki i literatury. Można spierać się, czy wiemy to my sami, jako historycy-praktycy, ale już z pewnością nie potrafimy tego przekazać dalej. Edwin Benedyk w artykule w Polityce pisze o elitarności polskiej kultury - braku uczestnictwa w niej zdecydowanej większości społeczeństwa. Które skutkuje brakiem innowacyjności i zagraża rozwojowi - także gospodarczemu - kraju. Jednak by kultura mogła pełnić swą prorozwojową funkcję, sama musi istnieć i się rozwijać, do czego potrzebne są pieniądze. Dlatego po ubiegłorocznym Kongresie Kultury Polskiej powstał ruch społeczny Obywatele Kultury, domagający się zwiększenia nakładów państwa na kulturę do wysokości 1 proc. budżetu. To minimum pozwalające zarówno na umiarkowany rozwój, jak i zachowanie dziedzictwa. Tak długo jednak, jak kultura będzie w Polsce przegrywać z wieprzowiną, stadionami i dziurą budżetową, nie ma szansy ani na jej pełny rozwój, ani na powstanie nowoczesnej, konkurencyjnej gospodarki.
Tylko temu przyklasnąć, to kolejny artykuł w którym w końcu dostrzega się konieczność zrównoważenia rozwoju społecznego. Tyle, że jako środek zaradczy proponuje się zwiększenie nakładów na kulturę (nowe muzea itd.) oraz na kształcenie z zakresu kultury. Ale nowe filmy, muzea, rzeźby i obrazy nie zapewnią same z siebie udziału społeczeństwa w kulturze. Bez wiedzy o tym, jak je czytać, jak rozumieć, co przekazują i komu - bez oswojenia świata nie sposób mówić o uczestnictwie w kulturze. I w tym też bardziej niż w czymkolwiek innym widać sens poznawania historii - każdej jej dziedziny i to nie w wersji hard - naukowej, ale popularnej. Historia pomaga zrozumieć otaczającą nasz rzeczywistość kultury, wytworów człowieka. Pozwala nam odnaleźć siebie w zmienności i stałości tego świata. Porozumieć się z innymi. Stać się częścią społeczeństwa o korzeniach przekraczających to, co doraźne i ulotne. Taki widzę sens historii. Nie tylko dla specjalistów i nie tylko w ustach polityków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz