poniedziałek, 19 grudnia 2011

Naród kataloński - hiszpański - europejski

Katalonia to ciekawy kraj. Z jednej strony chodząc po ulicach Barcelony niemal nie widać flag Hiszpanii. Wszędzie powiewają flagi Autonomii, flagi Katalonii. Ba! Śmiem twierdzić, że więcej jest tu flag UE niż Hiszpanii. W dodatku wertując literaturę historyczną można odnieść wrażenie, że jest się w momencie szczególnego wrzenia ideowego, przełomu w świadomości zmierzającego do powstania nowego państwa jako politycznej manifestacji samoświadomości właśnie narodzonego narodu. Katalonia, niesłusznie kojarzona z Aragonią, została zniewolona i wykorzystana przez Kastylię - taka mniej więcej teza dominuje w literaturze dotyczącej średniowiecznych dziejów tej ziemi. O nowożytnej i najnowszej historii lepiej już nawet nie mówić, centralne punkty świadomości historycznej Katalończyków wydają się pokrywać z momentami klęsk i dominacji Kastylii względnie państwa hiszpańskiego nad Autonomią - Katalonią. Czyli można by oczekiwać brutalnego nacjonalizmu.

Ale tak nie jest. Mimo, że oficjalnymi językami Katalonii są kataloński i okcytański, dookoła słychać hiszpański. Ba! Jedną z atrakcji turystycznych jest tzw. wioska hiszpańska, czyli zbudowana z okazji wystawy światowej na polecenie króla Hiszpanii rekonstrukcja - model miasteczka - wioski zawierający budowle charakterystyczne dla wszystkich regionów Hiszpanii. No czyż to nie policzek dla tożsamości Katalończyków? Cały projekt był gorąco popierany także przez Primo de Riverę, dyktatora i na swój sposób poprzednika Franco. Jednym z rekonstruowanych domów jest ten, w którym miał urodzić się Ferdynand II Aragoński, postać dwuznaczna, bo z jednej strony jego małżeństwo z Izabelą otworzyła Kastylii drogę do ekspansji, ale z drugiej oznaczało udział w jednoczonym państwie hiszpańskim, w którym utraciła swoją niezależność. Jednym słowem to tak, jakby Polska była częścią Imperium Rosyjskiego i car nakazał zbudować w niej skansen z budowlami charakterystycznymi dla wszystkich krajów cesarstwa. I po uzyskaniu niepodległości warszawiacy zostawiają tę budowlę i czynią z niej atrakcję turystyczną. No coś tu nie gra?

Widać jednak, że Katalończykom wszystko to doskonale służy. Spójność społeczności katalońskiej, z własnymi bohaterami (FC Barcelona na czele), własnymi obrzędami i kultami religijnymi i quasi-religijnymi zapewniają wielką zwartość i gotowość do współpracy. Na przekór wielokulturowości społeczeństwa. I choć mają wszystkie cechy południowej kultury i biblioteki funkcjonują tu równie źle, jak w Polsce - tego im zazdroszczę: poczucia tożsamości regionalnej, która przypomina narodową, jednoczy społeczności lokalne - a jednocześnie daje im poczucie niezależności. Przy pełnej akceptacji podwójnej tożsamości państwowej - hiszpańskiej i europejskiej. Cóż, czy kryzys wyostrzający konflikty społeczne coś w tym zmieni? Może, ale na razie ta podwójna-potrójna przynależność narodowa budzi mój szacunek dla swej pragmatyczności