czwartek, 2 sierpnia 2012
Japonia - uniwersytecka druga Polska
Jak myślicie, o uniwersytetach i uczonych w jakim kraju mówi niejaki K.R. Patterson?
"There is a general lack of meaningful contribution by... scholars to the international dialogue in their disciplines,” he said, citing low levels of participation in conferences and publication in academic journals, particularly in the social sciences. “If professors can’t be participants in the international dialogue, how can universities themselves become internationalized? Just talking about a flow of a few dozen students back and forth will not make universities international. The flow will come if the institutions themselves become more international.”
Polska? Nieee - Japonia. Tak, tak, rzecz sama w sobie ciekawa, że w jednej z najpotężniejszych gospodarek świata kształcenie wyższe jest tak bardzo zamknięte na relacje ze światem zewnętrznym. I to zarówno w aspekcie udziału w dialogu naukowym, jak i kształcenia. Ale konsekwencje tego stanu wydają się być znaczące - sukces osiągnięty drogą implementacji nieznanej Europejczykom samodyscypliny i dokładności do europejskich standardów gospodarczych bazował na wąsko rozumianym, tradycyjnym kapitale społecznym. Gdy jego zasoby się wyczerpały, gdy gospodarcza ekspansja coraz silniej podkopywała tradycję zachęcając Japończyków do konsumpcji ponad miarę, a jednocześnie nie mogła sprostać wymaganiom rynków rozmijając się z kulturowymi zapotrzebowaniami nie-japońskich pracowników i konsumentów, przyszedł kryzys. Do dziś Japonia z niego nie wyszła, to właściwie kilkadziesiąt lat permanentnego, pięknego kryzysu. Można tylko czekać, aż podobna piękna katastrofa zacznie się w Korei, która również bazuje na podobnym modelu, tyle, że silniej naciska na przeniesienie kultury wyrzeczeń dla koncernu, Organizacji, do Europy. Co nie szczególnie się udaje.
Przypadek Japonii jest jednak ciekawy - pomimo braku uznanego przez tuzów nauk społecznych udziału w ich dyskursie - kultura trzyma się dobrze, społeczeństwo przechodząc rozmaite perypetie i przekształcenia trwa z sukcesem, choć nie bez traum, a jeśli można wskazać na źródło kłopotów, to są nim kłopoty z komunikacją kulturową. Które zresztą Japończycy rozpoznają i starają się zwalczać. Można więc wspierać własną kulturę, budować społeczeństwo w oparciu o nią niezależnie od Listy Filadelfijskiej. Ale też warto pamiętać o zagrożeniach - bez otwarcia na świat, bez podjęcia dyskursu skazujemy się na błądzenie w tej jaskini, do której los nas wrzucił. I dzieje japońskiej gospodarki w równej mierze jak społeczeństwa są pouczające - nie przygotowanie do spotkania z powabem miłej konsumpcji ulegają łatwo jej urokom. Znający jej dobre i złe strony mają szansę się jej oprzeć, trwać - świadomie lub nie - przy innych wartościach konstytuujących ich społeczność.
To nie jest dylemat dwóch dróg, lecz wyboru zrównoważonej ścieżki - troski o kulturę własnej społeczności, także poprzez ukazanie jej innym i czerpanie z doświadczeń innych kultur. Banał? Może, ale jak to przetłumaczyć decydentom na całym świecie? I jak uniknąć pułapki małej efektywności i niskiej jakości ukrytej za pozorem "swojskości"? Ot, to jest pytanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz