piątek, 26 października 2012

Reformy nauki i szkolnictwa wyższego - ale czy dla społeczeństwa dziś i jutro?

Ponieważ nasze ministerstwo nie ustaje w reformowaniu nas - a nam czas upływa na przekładaniu myśli reformatorów na naszą rzeczywistość - warto myślę od czasu do czasu zastanowić się nad kwestią fundamentalną: czym ma być system wyższej edukacji? MNiSW zaczyna promować, czy może - wracać do promowania koncepcji o podziale uczelni wyższej na zawodowe (większość) i badawcze (mniejszość - ok 25 sztuk). Myśl nie nowa, ale przede wszystkim - co kryje w sobie istotnego dla zmian, jakie zachodzą w otaczającym nas świecie? Moim zdaniem - niewiele. Szkolnictwo wyższe nie ma szans na kształcenie mocno sprofilowanego pracownika - 3-letnie studia to stanowczo za długo, by trend, na rzecz którego jest on kształcony, się utrzymał. Zmieniające się zapotrzebowanie rynku raczej wymaga elastyczności, umiejętności szybkiego kształcenia się i podstawowej wiedzy specjalistycznej. 3 lata nauki w konkretnym zawodzie tego nie dostarczą. Z drugiej strony - co to znaczy uniwersytet badawczy dziś? Po co miałby powstać - czy też trwać - i jak uzasadnić jego funkcjonowanie w społeczeństwie, które już przekonano, że cała polska wyższa edukacja, w tym i naukowcy, jest poniżej norm doskonałości w jakimkolwiek aspekcie na tle nauki i edukacji europejskiej, nie mówiąc o światowej? Nie zamierzam tu jednak lamentować, a raczej chciałbym zwrócić uwagę na ciekawy artykuł w The Chronicle of Higher Education. W eseju na marginesie bieżącej kampanii prezydenckiej autor wskazuje, że brak obecnie prezydentów uniwersytetów wśród naczelnych władz USA jest symptomem szczególnej zmiany miejsca dziś już tradycyjnej wyższej edukacji w społeczeństwie. Na początku XX w. nowy model kształcenia - mocno uzawodowionego, ale także w badaniach bardzo silnie powiązanego z biznesem i industrializacją odnosił sukcesy. I innowatorzy krytykujący model collegów skupionych na kształceniu klasycznym byli założycielami dzisiejszych liderów edukacji w USA - i czołowymi politykami, liderami społeczeństwa USA. Dzisiaj prezydenci uniwersytetów - nasi rektorzy - stoją przed zupełnie innym wyborem: the public and the opinion leaders alike view them as more of a problem than a solution. That's a warning, not their destiny. Dla społeczeństwa uniwersytety oferują nie przystający do realiów system edukacji - dużo ważniejsze stają się niskokosztowe masowe kursy e-learningowe i inne, zdalne, ale przede wszystkim nie generujące dużych kosztów formy edukacji na najwyższym poziomie. Takie kursy - MOOC (massive open online courses) otwierają Stanford i MIT, ale powstają też całe serwisy oferujące je lub ich formę powstałą z połączenia wielu uczelni wyższych. Informatyzacja, globalizacja i demokratyzacja(to ostatnie to trend raczej mylący w nauce, ale i pozyskiwaniu wiedzy, może lepiej byłoby mówić o upowszechnieniu kompetencji i elementów wiedzy?) to elementy kształtujące społeczność w zakresie tak ekonomii, jak i edukacji. Nie wszyscy widzą skutki tych wyzwań tak samo - w Anglii trwa kampania na rzecz podnoszenia czesnego i raczej sugeruje się, że to najkosztowniejsze i najlepsze uniwersytety będą kształtować przyszłość. Ale to też specyfika brytyjskiego społeczeństwa o wciąż silnych podziałach kastowych, bardziej nawet chyba niż klasowych. Tym niemniej - nasze reformy na tym tle wypadają nie do końca jasno. Oddają bardziej ducha początków XX w. niż XXI w., zamierzają dostarczać pracowników do przedsiębiorstw - które nota bene głośno mówią, że nie potrzebują ich od uniwersytetów - oraz tworzyć jakąś naukę. Jakąś, bo jaką tak właściwie? I po co? Nikt nie chce na to odpowiedzieć... No cóż, może więc konstruując reformy nie patrzeć na to, co było gdzieś, ale na to, co jest tu? Na potrzeby i zmiany w obrębie naszego społeczeństwa? Zastanawiać się nie nad tym, jak zmontować system z elementów przenoszonych z zewnątrz, ale czego można się dowiedzieć o systemie istniejącym tu i teraz, oraz jasno powiedzieć - czego się oczekuje od niego w przyszłości? I wskazać, jak ma się on przyczynić do realizacji oczekiwań tych, którzy go utrzymują. Nasze społeczeństwo zmienia się szybciej, niż wizje naszych decydentów. I system z lat 1910-1939 nie uratuje polskiego szkolnictwa wyższego, nie uratuje też nauki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz