Ciekawy wywiad z byłym ministrem edukacji, prof. Mirosławem Handke. Generalnie, choć zwolennik PiS, mocno krytyczny wobec pomysłów reformy edukacji. Argumenty pewnie nie przemówią do rządzących, ale kluczowe dla mnie jest podkreślenie szansy, jaką gimnazja dawały dzieciom zagrożonym "wykluczeniem edukacyjnym". Powiedzmy szczerze - cofanie zegara nie przywróci młodości tym, którzy uczyli się w latach 60., 70. i 80. ubiegłego wieku w system 7, potem 8+4. Zafunduje nam za to wiele lat chaosu. A nie zmieni podstawowego problemu - przestarzałej metodologii kształcenia i znudzenia nauczycieli.
Ale to mimochodem. Bo mnie uderzyły swoją trafnością słowa dotyczące stałych narzekań na jakość nowych studentów i gimnazja:
"Uczelnie, które narzekają na kandydatów, doskonale wiedzą, że przyjmują ludzi z niskimi wynikami na maturze. Nie dokonują selekcji, bo ważna jest liczba studentów. Moja AGH ustawia poprzeczkę punktową wysoko. Szkolnictwo wyższe nie chce szukać problemów w sobie, łatwiej zwalić winy na wcześniejszy etap kształcenia.
Zresztą lepiej, jak prześliźnie się jakaś miernota, ale nie zgubimy po drodze diamentu. Bo ten diament będzie wart tyle, co sto albo tysiąc miernot. A je i tak zweryfikuje rzeczywistość, bo dziś już nikt nie zatrudnia na podstawie samych stopni, świadectwa czy dyplomów.
Gdybyśmy tego wybitnego ucznia przeoczyli - co się na wsi często zdarzało - na wczesnym etapie edukacji, to byłaby dla kraju wielka strata. Właśnie by go nie stracić, wprowadziliśmy egzaminy zewnętrzne. Odchodzenie od nich to kolejny sprawa, której nie mogę wybaczyć rządowi PiS."
Nie warto przerzucać skutków własnych działań na innych. W ten sposób nie rozwiążemy żadnego problemu. Władza, która odwraca się plecami do rzeczywistości - na każdym szczeblu, w każdych barwach partyjnych - nie ma szans na znalezienie trwałych rozwiązań w życiu społecznym. Bo ono jest rzeczywiste, nie narracyjne :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz