Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego powołał właśnie Radę Narodowego Kongresu Nauki. O ile dobrze zrozumiałem intencję Ministra, jej celem jest przygotowanie dla niego rekomendacji na podstawie wyników ustaleń zespołów przygotowujących propozycje ustaw o nauce i szkolnictwie wyższym. W skład zacnego grona wchodzi ponad 50 osób o bardzo różnorodnych kompetencjach. Od tuzów administrowania nauką polską (prof. prof. Kleiber i Żylicz) przez rektora, dziekana, kierowników katedr, osoby kierujące międzynarodowymi grantami, wreszcie aktywistów ON i reprezentantów Partii (członek rady programowej PiS). Rozkład geograficzny - 18 osób z Warszawy, 10 z Krakowa, przewodniczący - dziekan macierzystego dla Ministra Wydziału Filozoficznego UJ. Pozostałe ośrodki reprezentują 1-2 osoby. Chcąc odczytać sens z tej struktury - Minister pragnie zaangażować w powstawanie ustawy możliwie wszystkie środowiska/punkty widzenia i doświadczenia. Nie ma też żadnej przewodniej, klarownej wizji punktu dojścia, to jest stanu pożądanego szkolnictwa i nauki w Polsce. A że w tym zespole mamy silne oraz silne i młode osobowości, tak zainteresowane sytuacją w Polsce, jak i mniej o nią się troszczące, to rezultat ich ustaleń sprowadzi się albo do powszechnie akceptowalnych ogólników, albo do akceptowania rozwiązań przedstawionych przez specjalistów. Bo niestety, ale wiedza i doświadczenie znacznej części tego grona nie dotyczy problemów funkcjonowania współczesnych struktur społecznych, mechanizmów zależności w obrębie dużych grup społecznych czy uwarunkowań funkcjonowania gospodarki, której nauka ma być - jak deklaruje Minister - częścią. Nie musi, bowiem są badaczami, administratorami średniego szczebla, działaczami społecznymi i politycznymi. Jako historyk wspominam sto kwiatów, które pięknie rozkwitały w Chinach. Tylko, czy Chińczycy na tym skorzystali? Może więc faktycznie lepiej podejść do tego zamieszania z perspektywy aktywności władzy kolonialnej - nie do końca rozumie tubylców, ale wie, że nie należy ich drażnić, a zawsze warto dać paciorki. Trzeba więc ich podzielić, dać iluzję decydowania o sobie, wskazać problemy, które ich zajmą i... pozwolą zarządcy robić to, co dla niego istotne? Bo wbrew zachwytom dziennikarzy - nie widzę celu działań Ministra.
Może się mylę, trzymam za to kciuki, ale według mnie obecna władza nie interesuje się nauką, ani szkolnictwem wyższym. Obawiam się, że dziś nie ma miejsca na racjonalność i rozwój oparty o poznanie. Trzeba więc robić swoje, najlepiej, jak potrafimy. Bo wszystko przemija, a to, co poznamy, zostanie z nami. I z tymi, z którymi się podzielimy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz