To wydaje się wręcz niewiarygodne. Badacz - legenda, historyk, który towarzyszył mi poprzez swoje publikacje całe naukowe życie. Którego nie tak dawno dane mi było poznać - odszedł. Uczestnicząc w pożegnaniu akademickim Profesora w auli UAM z jednej strony cieszyłem się, że w sposób niezwykle dostojny zdecydowano się uczcić Zmarłego. Z drugiej jednak strony - jak mało było tu młodych twarzy. Poza pracownikami naukowymi, doktorantami, niewielu było studentów. To prawda, że Gerard Labuda od lat nie był czynny jako pracownik dydaktyczny UAM, ale przecież dla mnie, choć nie byłem ani wychowankiem Jego, ani Jego uczelni - to był człowiek opoka. Można i trzeba było nie raz się nie zgadzać z jego tezami. Ba! Mógłbym powiedzieć, że lęk przed Jego autorytetem nie raz tłumił dyskusję i hamował niektóre kierunki badań (ale ta słabość tkwiła i tkwi w środowisku bardziej, niż w osobie Profesora). Jednak nie ulega wątpliwości, że to On był jednym z zasadniczych filarów racjonalnego myślenia o przeszłości w Polsce. Czy młodsi ode mnie, wcale przecież nie zwapniałego, już o tym zapomnieli? Może jednak rzecz się ma inaczej - dla młodszego pokolenia autorytet badacza niewiele dziś znaczy. I bądźmy szczerzy - sami na to zapracowaliśmy. I niełatwo będzie go odbudować. Ale nasze błędy nie powinny przekreślić faktu, że więksi od nas całym swoim życiem starali się budować to, z czego dzisiaj tak hojnie korzystamy: naszą ojczystą kulturę. I że pamięć o nich to jednocześńie pamięć o znaczeniu powołania, służby dla społeczeństwa - dla bliźnich bliskich i dalszych. Jeśli zaś o tej wartości zapomnimy - to niewiele po sobie zostawimy naszym dzieciom. Trochę zabawek, trochę egoizmów.
Na przekór więc pośpiechowi i nie do końca może szczerej zadumie żałobnej urzędników - pamiętajmy o Gerardzie Labudzie jako człowieku współtworzącym kulturę Polski - racjonalną, samoświadomą, ale otwartą na wszystko, co ważne i nowe, a płynące z zewnątrz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz