Ciekawe dane o bardzo silnej korelacji między wykształceniem głosujących w GB i USA a poparciem dla Brexitu i D. Trumpa. Mniejsza o pewną ich oczywistość (większość osób z wyższym wykształceniem przeciw, większość bez wyższego wykształcenia - za). Istotniejsze, że w obu przypadkach istnieje głęboka przepaść między wyborami mniej i bardziej wykształconych, około 75% z każdej grupy podejmowała decyzje odmienne od decyzji grupy przeciwnej. To znaczy, że ich światopogląd, w tym ten jego fragment, który wyrażał się poprzez głosowanie nad sprawami publicznymi, był skorelowany z wykształceniem, a może raczej - formacją mentalną uzyskaną poprzez pobyt w szkole konkretnego szczebla. Autor z The Guardian sugeruje relację mniej lat w szkole - bardziej autorytarny światopogląd, więcej lat - bardziej liberalny. Co by oznaczało, że czeka nas długo, autorytarna zima, bo wmontowane w demokrację hamulce konstytucyjne - jak pokazuje przykład Polski - można sprawnie rozmontować i to nawet bez większego nakładu wysiłku, jedynie dystrybuując propagandę i nakłady na wsparcie socjalne dla uboższej części społeczeństwa.
Ale rzecz nie wydaje się taka prosta. Spójrzmy bowiem na wyniki wyborów prezydenckich w Polsce w 2015 r. Owszem, większość osób z wykształceniem podstawowym i zawodowym wsparła prezydenta Dudę. Ale już w kategorii wykształcenia średniego i wyższego nie ma tej zależności w odniesieniu do prezydenta Komorowskiego. W pierwszej turze znaczącą ilość głosów pozyskał Paweł Kukiz, Andrzej Duda bliski zaś był prezydentowi Komorowskiemu. W wyborach parlamentarnych znów większość w każdej grupie wykształcenia miała partia PiS, choć prawdą jest, że w grupie z wykształceniem średnim i wyższym uzyskała najmniejszą przewagę nad PO. Oba wyniki mnie mogą cieszyć - pokazują zróżnicowanie poglądów, ale i spójność społeczną ponad podziałami klasowo-edukacyjnymi.
Tyle, że świat się zmienia. W chwili obecnej polaryzacja społeczno-polityczna wydaje się być dużo, dużo większa, niż jeszcze przed rokiem. Według raportu CBOS z tego roku "Dla oceny działań partii rządzącej istotne znaczenie ma status społeczno-ekonomiczny respondentów. Najwięcej krytyków znajdują one wśród osób z wyższym wykształceniem (56%) oraz badanych o miesięcznych dochodach per capita w wysokości 2000 zł i więcej (62%). Im niższy poziom wykształcenia i im niższe dochody, tym słabsza dezaprobata. Wśród osób z wykształceniem podstawowym i zasadniczym zawodowym oraz wśród średnio sytuowanych polityka obecnych władz ma więcej zwolenników niż przeciwników. Do osób najczęściej popierających politykę PiS należą rolnicy (58%). (s. 11)". Jednocześnie "Poparcie dla działalności Komitetu Obrony Demokracji (w mniej lub bardziej
zdecydowany sposób) deklaruje ogółem 46% badanych, a dla działań Prawa
i Sprawiedliwości – 42%." (s. 13). Kilka punktów w tą lub tą jest bez znaczenia, ważniejsze jest samo podzielenie społeczeństwa na dwie przeciwstawne, mocno zakorzenione w warunkach ekonomicznych grupy. Naturalne dla władz - sądząc z minionych miesięcy - będzie dążenie do osłabienie grupy przeciwników: podnoszenie podatków, zmniejszanie liczby osób o wyższym wykształceniu, wspieranie silniejszej liczebnie grupy o niższym statusie materialnym i rozbudzanie przekonania o immanentnym, ideologicznym konflikcie między obu grupami. W którym to konflikcie - jak wykazał jasno spór o ustawę "aborcyjną" - jedynym pewnym i przewidującym przyszłość strażnikiem interesów osób o konserwatywnych poglądach będzie Jarosław Kaczyński. Dla którego przekonanie o podziale społeczności i konieczności utrzymania tego podziału wydaje się naturalne.
Osobiście uważam wprowadzanie i utrwalanie tych podziałów za głęboko szkodliwe. Skupiają bowiem uwagę społeczeństwa na problemach wskazanych przez polityków, a więc i receptach krótkookresowych, z brakiem podstawowej refleksji nad skutkami długookresowymi działań politycznych. Nie są to jednak podziały długotrwałe, niemożliwe do zapośredniczenia. Jeszcze. Gorzej, jeśli względy polityczne doprowadzą do utrwalenia wartościowań i wzajemnych niechęci obu grup społecznych. Gorzej, jeśli narośnie przekonanie, że rozwój jest czymś złym, podejrzanym. Wtedy wpadniemy w spiralę złudy i przemocy. Musimy zrobić wszystko, żeby tego uniknąć. Takie jest nasze powołanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz