W Gazecie Wyborczej, dodatek wrocławski, ciekawy wywiad z Ewą Skrzywanek, nauczycielem historii i metodykiem z Wrocławskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli dotyczący rozpraszania i przekształcania pamięci o ruchu obywatelskiego oporu, jakim była Solidarność, i roli Wrocławia w tym zakresie.
Streszczając: pamięć o szczególnej roli środowiska wrocławskiego, o roli Wrocławia jako "twierdzy Solidarności", ba!, o tym, czym była Solidarność jako ruch społeczny zanika wśród młodzieży. Powód - przeznaczenie w całym cyklu nauczania podstawowego i gminazjalno-licealnego zaledwie kilku godzin na historię najnowszą Polski.
Co w tym złego? Po co dzieci mają się uczyć o kolejkach, kartkach, wszechobecnej szarości i poczuciu beznadziei? Po co do znudzenia powtarzać kombatanckie historie? No tak, jeszcze nie tak dawno stanowiły one sedno "polityki historycznej" ośmieszając samą ideę koturnowym podejściem do zagadnienia. Ale jest też druga strona tej sytuacji: zapomnienie o realiach pozostawia symbole oddziaływujące na emocje w rękach manipulatorów, opowiadaczy przekształcających minioną rzeczywistość tak, by odpowiadała ich wizji teraźniejszości. Pomińmy na chwilę całą dyskusję o istnieniu przeszłości i obiektywności w pracy historyka i zastanówmy się nad tym, jak przekazać naszej młodzieży ideę współpracy w obrębie społeczeństwa demokratycznego? Tolerancji dla zróżnicowanych postaw nie wykluczającej wspólnego występowania w imię najważniejszych dla wspólnoty wartości? Bez takiej edukacji, bez przyswojenia przez mieszkańców kraju, że są współobywatelami wspierającymi się nawzajem, nawet najlepszy system gospodarczy nie zapewni pomyślności wspólnocie. A akurat dzieje Solidarności i schyłku PRL-u - te nie zafałszowane, mówiące nie tylko o walce, ale i o sennych wsiach zajętych żniwami i małomiasteczkowych klimatach zadowolenia ze zmian cywilizacyjnych lat 70. - są świetną drogą do kształtowania postaw obywatelskich.
Tymczasem ilość zajęć z historii dla wszystkich uczniów jest drastycznie ograniczana w nowej podstawie programowej. Zapewne zawiniliśmy w tym i my, zawodowi historycy nie dość głośno przeciw temu protestując, i nauczyciele nie dość aktywnie i nowatorsko podchodząc do nauczania historii. Ale wciąż jest czas by to zmienić, by pokazać, że historia jako racjonalna pamięć są dla naszego społeczeństwa niezbędne. A zawłaszczenie przeszłości przez emocje daje zawsze fatalne wyniki - przykładów nawet dziś w Polsce daleko szukać nie trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz