Po latach ciszy w debacie publicznej przeszłość staje się tematem niezmiernie gorącym. Niewątpliwie, to świadectwa jakiegoś kryzysu społecznego, bo jak mawiał klasyk, rozwijające się, zamożne społeczeństwa nie mają czasu na wspominanie przeszłości. Dodałbym - gdyby zechciały go mieć, może mniej byłoby rewolucji. Nie ma jednak powodu, by obrażać się na rzeczywistość. Pytanie jednak - czy w tej rzeczywistości toczy się dyskurs o historii? Otóż moim zdaniem nie.
Choć bardzo poruszył mnie wywiad z nowym prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, drem Jarosławem Szarkiem, uznałem, że nie powinienem zabierać w tej sprawie głosu. Zwłaszcza, że bardzo precyzyjnie omówił go na swoim blogu Krzysztof Ruchniewicz. I dorzucanie kolejnych przykładów nieścisłości historycznych wydawało mi się absolutnie zbędne. Jednak tekst ten raz wkradłszy się do mózgu nie odpuszczał, zwłaszcza, że rośnie napięć wokół 11 listopada i głosów patriotycznych z różnych stron coraz więcej słychać. Czarę przelał jednak dobry, choć oczywiście subiektywny tekst Michała Olszewskiego o społecznych i polityczno-obyczajowych detalach zachodzących zmian. Choć pisane z różnych, skrajnie różnych pozycji politycznych, oba teksty łączy jedno - przekonanie, że historia odgrywa dużą rolę w bieżących działaniach politycznych naszych elit. I że będzie taką rolę odgrywać w transformacji społecznej, jaką obserwujemy.
A moim zdaniem nie.
Bo to, co widzimy dookoła to nie dyskusja o historii, lecz walka o pamięć. A pamięć to przedmiot badań historii, to specyficzna forma źródła historycznego i jednocześnie sposób kreowania narracji o przeszłości w sposób subiektywny, podporządkowany bieżącym celom, wykorzystując dla przybliżenia się do niego strzępki wspomnień o realnych zdarzeniach, ale umieszczając je w kontekstach wspierających cel i dążenie do niego.
Krótko mówiąc - pamięć nie jest historią. Historia jest nauką, właściwym dla kultury europejskiej racjonalnym sposobem obiektywizacji wiedzy o przeszłości. Pamięć jest subiektywna i więcej mówi nam o pamiętającym, niż o przeszłości.
Dlatego nie mam pretensji do prezesa IPN i całej tej instytucji. Choć pracują w niej historycy, wielu rzetelnych, to nie jest to instytucja naukowa. Nie zajmuje się historią. Jest elementem administracji państwowej wykorzystywanym w różnych celach. Różnych, ale z historią i nauką nie mających nic wspólnego.
Dlatego też uważam, że w opisie dzisiejszej sytuacji powinniśmy zachować powściągliwość - ale jednocześnie mocno włączyć się w promowanie historii przeciw budowaniu tożsamości na pamięci. Historycy nie mają wyjścia - zajmują się budowaniem racjonalnych podstaw życia społecznego, zobowiązani są do odpowiedzialności szacunkiem dla zmarłych, których słowa i czyny wykorzystują i przekazują. Jeśli damy się uciszyć i zastąpimy dyskurs historyczny dyskursem pamięci, czeka nas trudne do przewidzenia załamanie komunikacji społecznej i więzi społecznych.
I dlatego wyjście innego nie widzę - musimy jasno wytyczyć metodologiczne granice historii i twardo ich bronić. Nie w swoim, ale społecznym interesie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz