sobota, 1 września 2012
Cenzura na uniwersytecie? Naukowcy auto-ocenzurowani?
Nie nie, nie zamierzam zabierać głosu w walce politycznej między naszymi dwiema, kompletnie oderwanymi od rzeczywistości siłami politycznymi. Czy może szerzej - grupą aktywnych polityków niewiele z rządzonymi mającymi wspólnego. Dużo ważniejsze dzieją się rzeczy, a nas także dotyczące. Index on censorship opublikował właśnie rocznicowe opracowanie poświęcone cenzurze w nauce. Wiele tu jest przykładów bezpośredniego zaangażowania naukowców w sprawy obrony praw człowieka, ale nacisk położony jest na skutki uprawiania nauki niezgodnie z wolą rządzących. I tu skutki najpoważniejsze są dla naszych koleżanek i kolegów spoza Europy, najbliżej bodaj w Turcji. Ale ciekawa jest też refleksja nad sytuacją w Europie. Thomas Docherty wskazuje, że obecnie "our main priority is to serve business and to do whatever government decides is necessary for the economy". Nauka siłą rzeczy straciła status środka do osiągnięcia podstawowego celu: prawdy. Nasze działania mają być podporządkowane ekonomii określanej przez darczyńców - czyli państwo. Prywatyzacja nic tu nie zmienia. Żenujące dla mnie było czytanie wypowiedzi Felipe Fernández-Armesto z uniwersytetu Notre Dame, który w nawiązaniu do podniesienia czesnego w UK mówi, że czesne musi być wysokie, by dobra praca była wysoko ceniona - niezależnie od realnych kosztów. To już nawet nie jest dyktat ekonomii, lecz czysty manipulancki marketing: there is no virtue in pitching prices too low to deliver excellence. Beyond a certain threshold of quality, objects become more desirable the more they cost. People value cars, jewels and fashions, partly for their price. If my doctor charged less, I should probably attach less value to her counsel. If lawyers came cheaply, no one would think them worth employing. Management consultants often recommend price hikes as ways of shifting undervalued goods. Beer is marketed as "reassuringly expensive". No rare treasure comes cheap. Cultures of conspicuous consumption despise bargains. My students listen to me not because I am always right, but because they know that my knowledge, such as it is, is highly paid. The last lesson of the US system for UK universities is: if you are going to charge fees, be sure to set them high enough. No cóż, szczerze. Ale równie szczerze można powiedzieć - nauka? Tylko wtedy, jeśli daje zysk zwracający się szybko i bezpośrednio nakładcy. Wszystko, co długofalowe - jest niepotrzebne. Szybki zysk jako miara pożytku z nauki, umiejętność generowania tego zysku jako wyznacznik wartości naukowca na uczelni (ściągamy te granty, czy nie?), itd. Ja nie zamierzam lamentować, tylko zwracam uwagę na jedno - pogubiliśmy się. Nie po to oddzielono naukę od teologii, by połączyć ją z ekonomią, dzisiejszą religią Zachodu. Nauka miała dać szansę na zrozumienie świata. Jego przekształcanie jest efektem ubocznym, choć miłym i ważnym. Jeśli więc chcemy tylko nauki użytecznej i szybko generującej zysk, to zapomnijmy o nauce w ogóle, powiedzmy sobie od razu - jesteśmy przedsiębiorcami. I nie dewastujmy tego, na czym opiera się nasza kultura - zaufania do logiki jako narzędzia bezinteresownego i łączącego wszystkich nas razem we wspólnotę. Bo pieniądz takim narzędziem nie jest.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz