piątek, 20 lipca 2012
Odczepcie się wszyscy od... humanistyki. Ona ledwo dyszy już
Jeden z podstawowych zarzutów wobec humanistyki formułowanych przez przedstawicieli nauk o ziemi i człowieku oraz nauk ścisłych to użytkowanie metodologii, w której bazuje się na nie dających się zweryfikować odczuciach, nie zaś danych, co w rezultacie prowadzi do mnożenia interpretacji o pozornie równym znaczeniu. Wartościowanie sprowadza się wówczas do określenia konsensusu autorytetów w pewnej kwestii i zbadaniu, na ile dane twierdzenie zgadza się z tym wzorcowym stanowiskiem. To prawda, że w pewnym zakresie oddaje to specyfikę humanistyki, ale w tym samym zakresie - każdej innej nauki. Są obszary, których nie jesteśmy w stanie zbadać i opieramy się na autorytecie - nie zawsze słusznie. Ale w zakresie naszych centralnych zagadnień i powiązanych z nimi kluczowych etapów dowodzenia autorytet nie ma nic wspólnego z nadawaniem wartości postępowaniu badawczemu. Czy może - nie powinien mieć. Do znudzenia warto powtarzać - logiczne metody przeprowadzania dowodu są takie same dla humanistyki i wszystkich innych nauk. Jak w odniesieniu do paradygmatu 'danych' wskazał Trevor owens "As a species of human artifact, as a cultural object, as a kind of text, and as processable information, data is open to a range of hermeneutic tactics for interpretation". Sam podział na humanistykę i nauki pozostałe jest błędny i prowadzi do katastrofalnej sytuacji, którą obserwujemy obecnie - z jednej strony różne formy banalnego relatywizmu panoszące się w humanistyce i naukach społecznych, które prowadzą do znudzenia i w konsekwencji do przerażających odkryć w rodzaju: "historii potrzebna jest metodologia" (zgaduj zgadula, kto wpadł w zeszłym roku na ten światły pomysł i napisał kolejną książkę egzystencjalną o tym). Z drugiej technokratyzm w smutnej formie, który co i rusz budzi się z równie wstrząsającym odkryciem: ludzie chcą czegoś więcej niż zysku i nowych lodówek! Kierują się potrzebą szacunku! Życia wspólnotowego! Ba! Nobla można za to dostać! Ludzie nauki, zamiast rozwijać to, co najcenniejsze dla kultury europejskiej - racjonalność i budowanie na niej społeczeństwa - dają się wciągnąć w jakiś smutny sos medialny, manipulacje ze strony kolejnych ekip politycznych, nadymają swoje ego zamiast spojrzeć na to, do czego zostali powołani i jak mogą to osiągnąć. Zabijając humanistykę żądaniami, by stała się przedmiotem zawodowym, uległa technicyzacji lub zamieniła się w kulawą naukopodobną poddziedzinę nauki, a może po prostu zamknęła się w kilkunastu wybranych gabinetach i dała reszcie społeczeństwa budować ład i dostatek, skazujemy się na społeczną konfuzję i dajemy szansę demonom. Nikt nie będzie w tym bez winy, także ci, którzy nazywając się humanistami od dawna pogodzili się z myślą, że mogą być tylko wyrobnikami w wielkiej maszynie społeczeństwa przemysłowego (tak tak, całe to mówienie o postmodernizmie to złuda, dalej żyjemy w świecie przemysłowym, tyle, że system fabryczny czasami zastępuje praca nakładcza w domostwach własnych lub małych warsztatach rzemieślniczych. Ale idea jest ta sama - idolem pozostaje zysk materialny osiągany przez przyuczone do współdziałania w grupach jednostki podporządkowane nadzorcom różnych szczebli).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz