Od kiedy można mówić o funkcjonowaniu w średniowiecznej Europie państw i władzy centralnej? Samo postawienie pytania prowokuje wiele wątpliwości związanych z adekwatnością użytych terminów, ale użyłem ich w pełni świadomie. Od lat toczy się w mediewistyce dyskusja o naturze państwa wczesnośredniowiecznego, a obecnie sięga ona coraz częściej po pełne średniowiecze. Zdaniem coraz większej liczby badaczy władza centralna i instytucja państwa właściwie nie istniały do XII-XIII w. od momentu upadku Imperium. Mamy raczej do czynienia z wykonywaniem uprawnień władczych, siecią osobistych zależności o zróżnicowanym charakterze, nie mających charakteru prawnego w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Jednym słowem nie ma stabilnych ram prawnych władzy nad krajem, jej centralizacji, podporządkowanego jej aparatu administracyjnego. A tym samym nie ma państwa, a jedynie mniej lub bardziej luźny zespół władztw zarządzanych przez panów feudalnych, wzajemnie od siebie zależnych. Ten model ma przechodzić głęboki kryzys w XII w., co doprowadzi do wyłonienia się scentralizowanych monarchii, których funkcjonowanie zostanie oparte o prawo rzymskie, a których dziedzicami są dzisiejsze państwa europejskie. Taki punkt widzenia wydaje się dominować zwłaszcza w mediewistyce amerykańskiej (por. np. ostatni zbiór artykułów T.N. Bissona o kryzysie wieku XII - The Crisis of the Twelfth Century: Power, Lordship, and the Origins of European Government), ale ma on swoją długą tradycję także w Europie.
Ten wątek w dyskusji mediewistów może być jednak bardzo ciekawy nie tylko dla specjalistów. Na plan pierwszy wysuwa bowiem problemy, które dla współczesnych miały kompletnie inny wymiar. Władza cesarza jako zwierzchnika książąt Rzeszy i wszystkich ludów ją zamieszkujących w X-XI w. wydaje się być zjawiskiem dość oczywistym i niekwestionowanym. I co ważne, można było kwestionować przymioty konkretnego monarchy, ale nie sam autorytet systemu władzy. Cesarz władał cesarstwem. Całym, choć w zupełnie odmienny sposób, niż dziś czyni to zwierzchnik rządu poprzez sieć urzędów. Czy jednak brak zorganizowanej sieci administracyjnej i jasnych podstaw prawnych oznacza, że społeczeństwo nie miało poczucia bycia jednością podporządkowaną jednemu ośrodkowi władzy? Błędem byłoby mówić w imieniu wszystkich, ale przynajmniej dla wielu było oczywiste, że władca był jeden. Zaś wielość władców o równych kompetencjach była przyczyną niepokojów i rozchwiania, które należało zażegnać.
Pomijam tu kwestię formowania się tożsamości terytorialnej i związanej z tym dzisiejszej oceny jedności władzy nad jednym terytorium (rozpadanie się monarchii i księstw na mniejsze twory nie musiało oznaczać sprzeczności z poczuciem poddanych podlegania jednej władzy centralnej - aż do momentu wytworzenia trwałych więzi obejmujących jedną całość terytorialną niezależnie od zmian na tronie). Istotniejszy jest problem perspektywy - szukając w przeszłości genezy współczesności łatwo poddać się "tyranii konstruktu", by wbrew może autorce przywołać artykuł Rees Davies (The Medieval State: The Tyranny of a Construct?, Journal of Historical Sociology, 2003). Owa tyrania nie dotyczy jednak koncepcji średniowiecznego państwa, ale współczesnych oczekiwań wobec państwa w ogóle. Dla elit wczesnego średniowiecza państwo to przecież bardziej rodzina, z władcą jako ojcem - czasami surowym - ale nie zmienia to faktu, że była to pewna jedność zawsze odwołująca się do przeszłości. Może i nijak się miała do naszych oczekiwań wobec tego, czym powinno być państwo. Ale te oczekiwania więcej mówią o nas, niż o przeszłości. W tym sensie możemy się nauczyć czegoś z historii - wielości możliwych rozwiązań bez dominacji jednego modelu. Ale też wspólnoty ludzkich potrzeb wyraźnie z tego przebijających. Potrzeb zaspokajanych zgodnie z niepowtarzalną sytuacją kulturową, społeczną, gospodarczą, wreszcie - polityczną.
Czy istniało państwo i władza w Europie przed czasem jurystów i upowszechnieniem prawa rzymskiego w wersji justyniańskiej - moim zdaniem jak najbardziej. Ale państwo funkcjonowało bardziej jako wspólnota ludzka połączona uznaniem autorytetu - czasami kreowanego przemocą, bez wątpienia, ale nie tak często, jak sugeruje cytowany Bisson - niż jako maszyna rządzona prawem i urzędnikami. Jak to jest dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz