Przed z lekką górką 10 laty na konferencji poświęconej podsumowaniu dokonań polskiej mediewistyki XX w. prof. Przemysław Urbańczyk w legendarnym już głosie w dyskusji gromko zachęcał młodych, by rzucali się starym do gardła, by odważnie kwestionowali utarte poglądy, by wreszcie wszyscy przestali już gadać o "tych kmieciach i smerdach" i wzięli się za większe tematy. Pomijając fakt, że ówczesne 'młode wilki' były przerażone tymi wymaganiami, to, jak na ironię, w zasadzie wizja dyskutanta spełniła się o tyle, że kwestiami z zakresu historii społecznej wcześniejszego średniowiecza, w tym zwłaszcza ludności zamieszkującej wsie, nikt się niemal nie zajmuje. Sięgnięto po tematy większe, i dobrze, ale - i tu przewrotność rzeczy istych wychodzi - porzucając badania nad społecznością wiejską pozostawiono je w zasadzie w kształcie nadanym im przez prof. Buczka, Lalika, Modzelewskiego. Wprowadzone przez nich rozwiązania modelowe - sieć osad służebnych, wolna w większości ludnośc wiejska, nieliczne grupy niewolnych etc. - właściwie trwają niezmienione od lat 70. XX w. Co więcej, Dusan Trestik i Barbara Krzemińska przeszczepili je z pewnymi modyfikacjami do dziejów Czech i Węgier. O ile jednak w Czechach toczy się teraz ciekawa dyskusja nad początkami funkcjonowania społeczeństwa wczesnośredniowiecznego, wywodząca się właśnie od kwestionowania tych modeli i innych, równolegle tam funkcjonujących (Zemlicki, Novotnego itd), u nas panuje cisza. I gdy w Czechach bardzo aktywnie rozwijają się studia nad kształtem społeczeństwa w całym średniowieczu i okresie nowożytnym, u nas... jakby mniej.
Rzecz nie w tym, że od kwestii aktywnych studiów nad tym - wiejsko-społecznym - tematem zależy przyszłość naszej kultury i cywilizacji, a przynajmniej historiografii. Idzie mi raczej o pewną równowagę badań, o której warto pamiętać: jeśli zarzucamy w naszych badaniach jedno pole, to ono nie obumiera. Wchodzi w relacje z innymi teoriami, problemami i analizami, ale w kształcie raz utrwalonym, w oparciu o dawny stan badań. W rezultacie nijak się ma do współczesnych badań. I opieranie ich o te dawne ustalenia wypacza wyniki, prowadzi do błędnych uogólnień. Brak uważności w odniesieniu do procesu produkcji wiedzy o świecie może więc doprowadzić do sytuacji, w której technokratyczne społeczeństwo będzie funkcjonowało w ramach absolutnie nieracjonalnych mitów, mentalności i urządzeń społecznych. A nieracjonalność to podstawa konfliktu ze światem otaczającym i społecznością samą w sobie - i strat wydajności produkcji.
Ostatecznie więc na koniec roku patrząc na priorytety MNiSW, które skupiają się wokół wprowadzania kolejnej reformy, oraz wyniki kolejnych "plusowych" konkursów, które faworyzują bezwzględnie nauki ścisłe, o życiu i o ziemi, myślę, że czas wracać do smerdów, ratajów i kmieci. Nie ma wyjścia. No, chyba, że chciałbym, by moje dzieci stąd szybko wyjechały - a tego, jako dziadek in spe (w dalekiej dość pszyszłości mam nadzieję) - bym sobie nie życzył. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz